Spełnione marzenia o czterech kółkach Jeszcze trzy dekady temu w Polsce o wiele łatwiej było…
Samochodem na narty
Początek ferii zimowych w szkole to dla wielu z nas pretekst do wyjazdu na narty. Dziś poza polskimi górami, popularnymi kierunkami dla zmotoryzowanych są ośrodki turystyczne w Czechach, Austrii, Niemczech, Francji czy we Włoszech. Niezależnie od wybranego miejsca niezmienną podstawą udanego wypoczynku pozostaje odpowiednie przygotowanie samochodu do podróży.
Zmieniamy warunki otoczenia
Na co dzień jeździmy na krótkich dystansach. I powiedzmy sobie szczerze, ani dla nas kierowców, ani dla samochodu, nie stanowi to poważnego wyzwania. A wręcz przeciwnie, popadamy przy tym w rutynę. Uważamy, że po zmianie opon i płynu do spryskiwaczy nasze auto jest już przygotowane do zimy. O tym, jak złudne jest to mniemanie, dowiadujemy się w mroźny poranek. Problem z otwarciem zamarzniętego zamka czy klamki drzwi, rozładowanym akumulatorem czy ogólnie z uruchomieniem silnika – to tylko kilka przykładów.
Przede wszystkim weźmy pod uwagę, że w rejonach do których jedziemy na narty panują odmienne, niż w miejscu zamieszkania, warunki atmosferyczne. Zaskoczyć nas mogą także warunki panujące na drodze. Z pozoru czarny asfalt może być pokryty cienką warstwą lodu, wzrasta prawdopodobieństwo obfitych opadów śniegu, a na odcinkach górskich wystąpią lokalne mgły. W każdej z tych sytuacji, jako kierowcy, musimy odpowiednio reagować. Trudniej będzie to zrobić bez wspomnianego przygotowania samochodu do wyjazdu.
Lista czynności kontrolnych przed wyjazdem
Opony i owszem zmienione, ale kto z nas regularnie mierzy wysokość bieżnika? Przecież według polskich przepisów minimalna grubość to 1,6 mm i na oko widać, że są jeszcze dobre. Owszem tak, ale w przypadku zimówek producenci (eksperci) zalecają 4 mm. Do tego ciśnienie w kołach. I tu kłania się wiedza z lekcji fizyki, że wraz ze spadkiem temperatury otoczenia maleje ciśnienie. A więc przed wyjazdem w góry dopompuję opony o około 0,2-0,3 bara powyżej wartości podawanej w instrukcji obsługi samochodu. Ciśnienie sprawdzam jeszcze raz po dojechaniu na miejsce i ewentualnie uzupełniam. Naturalnie po powrocie do domu powstały „nadmiar” powietrza należy obniżyć.
Na drugim miejscu są płyny w układzie hamulcowym (w górach częściej i mocniej naciskamy na pedał hamulca) i układzie chłodzenia (to jedna z przyczyn problemów z rozruchem silnika w zimie). Prosta kontrola sprowadza się do odczytu poziomu na podziałce zbiorniczków wyrównawczych. Ale może warto zadać sobie pytanie, kiedy ostatnio były wymieniane? Do tego sprawdzenie stanu oleju silnikowego oraz uzupełnienie płynu do spryskiwaczy. Dobra widoczność to podstawa bezpieczeństwa na drodze. W parze z zimowym płynem do spryskiwaczy działają wycieraczki. Koszt wymiany piór jest niewielki do efektu, który – i to dosłownie – będzie widać.
W tym punkcie pozostał jeszcze jeden element – światła. Bez działających żarówek trudno wyobrazić sobie jazdę samochodem. Na marginesie, w obciążonym bagażami pojeździe z tradycyjnymi reflektorami należy skorygować wysokość padania wiązki światła na drogę. Ostatnią rzeczą jest akumulator. Objawy wyczerpania baterii narastają stopniowo, ale jeśli je zignorujemy, pierwszy poranek w górach zamiast wyjazdu na stok przyniesie rozczarowanie. Jeśli wszystko jest w porządku i tak sprawdzę jego mocowanie, przeczyszczę klemy i zabezpieczę je cienką warstwą smaru.
Narty? Większy nadbagaż nie stanowi problemu
O wiele „lżej” spakować się na wakacyjny urlop. W zimie dochodzą ciepłe kurtki, kombinezony, buty no i kijki oraz narty czy deski snowboardowe. Te z reguły podróżują na bagażniku dachowym. Jednocześnie wykorzystujemy zamykane boksy, co przy nadmiarze wspomnianej garderoby jest praktycznym rozwiązaniem. Pod warunkiem, że nie przeładujemy nadmiarem kilogramów. Każdy producent samochodu i elementów bagażników określa maksymalne obciążenie dachu, jak i – o czym zapominamy – maksymalną prędkość jazdy z takim zestawem.
W bagażniku mojego auta nie zabraknie miejsca na łańcuchy śniegowe (uwaga, na niektórych odcinkach górskich dróg ich użycie jest obowiązkowe), saperkę (zapobiegliwi kierowcy dorzucają jeszcze worek z piaskiem), kable rozruchowe do akumulatora, latarkę (tzw. czołówkę), nieprzemakalne rękawiczki i grubą linkę do holowania. Do tego zestaw odmrażaczy do szyb i zamków, szczotka na długim kiju, skrobaczki (bo, ta jedyna zawsze może się złamać), płyn do spryskiwaczy i jednolitrowy na dolewki do chłodnicy, kamizelka odblaskowa dla każdej podróżującej osoby oraz zestaw zapasowych żarówek i bezpieczników. No i to co jest w nim zawsze – gaśnica, trójkąt ostrzegawczy, apteczka, klucze do kół i lewarek. Wszystko ułożone w jednej skrzynce, bo nie ma nic bardziej frustrującego, jak szukanie potrzebnej rzeczy w mroźną noc na ciemnej drodze.